Decydując się na pisanie blogu SEO trzeba zdecydować, czy nastawić się na zupełnie początkujących czytelników próbujących swoich sił w pozycjonowaniu, czy może pisać już o odrobinę trudniejszych kwestiach. Niestety czasem nie da się tego rozgraniczyć, dlatego też na tym blogu postanowiłam po prostu pisać o swoich przemyśleniach na temat SEO, a także o różnych nowościach i dywagacjach pojawiających się w branży.

Dziś chciałabym napisać parę słów na temat zaplecza pozycjonerskiego. Rozmawiając z różnymi osobami związanymi z SEO, a także z moich obserwacji wynika, że niestety, ale bardzo wiele osób stawia wyłącznie na ilość, a nie na jakość. Dla mnie nigdy nie było dylematów, polegających na tym, czy stawiać mniej zaplecza, ale wartościowego, czy więcej a bez wartości, ponieważ jakoś zawsze łatwiej mi było po prostu tworzyć unikalne teksty, które nadawały się do czytania. Zrezygnowałam więc już na początku z kupowania tekstów za 1zł/1k znaków, stawiania duplikatów (opisy gg, teksty piosenek etc.), nigdy też nie kręciły mnie mieszarki tekstów. Wolałam stawiać strony dla ludzi, pisać o czymś, o czym mam pojęcie i jakoś to idzie.

Może nie jest to dobre rozwiązanie, bo zawsze dobrze jest mieć parę stron typowo pod np. SWL-e, albo takie, gdzie można po prostu wstawiać linki patrząc na ich ilość, a nie jakość. Bardzo możliwe, że działam źle, ale na szczęście jeszcze się na tym nie przejechałam.

A może być też odwrotnie. Wczoraj pisałam o Pandzie. Gdy ruszy do akcji i w polskim internecie, to zaczną się sypać zaplecza „wielkich” pozycjonerów, którzy liczą swoje zaplecza w dziesiątkach tysięcy, na których stoją śmieci.  I wtedy okaże się, kto ma wartościowe zaplecze, a kto nie. To może poważnie zagrozić niektórym pseudofirmom.

To takich kilka moich przemyśleń na temat zaplecza, myślę, że jeszcze będę tu o nim wiele pisać, ponieważ jakoś lubię tę tematykę 🙂