Ten wpis będzie tylko kolejnym wpisem użalania się (jakich mnóstwo w seowej blogosferze) na temat zmian w naszej ulubionej (obecnie wątpliwie) wyszukiwarce, zatem nie musisz go czytać, bo niczego nowego się nie dowiesz.

Wcześniej, gdy pisałam o zmianach w algorytmie Google’a, było to z dużym dystansem, bo tak naprawdę stronom moim i moich klientów nic się nie stało. Obserwowałam tylko, jak wszyscy piszą na PiO, jak to polecieli w SERP-ach, jak to nie widać ich w pierwszej (sic!) setce wyników itp. Myślałam sobie wtedy – spoko, musieli wcześniej naprawdę porządnie przyspamować swoje witryny. I takie moje głupie myślenie trwało do zeszłego tygodnia (wróciłam z urlopu, więc trochę się na ten czas wyłączyłam ze świata SEO).

  • Po pierwsze. Wyniki wyszukiwania są obecnie absurdalne. Google nie tyle psuje robotę seowcom, co utrudnia poruszanie się po sieci zwykłym internautom. Nie dziwię się, że powstała grupa na fejsie „Pierdole G***le, szukam w Bingu„. Na pierwszej stronie wyników pokazują się i spamy, i wartościowe strony. Niektóre nawet tak szaleją, że zajmują różnymi podstronami całe Top10.
  •  Po drugie. Przez X lat Matt Cutts mówił, że nie ma szans, aby konkurencja mogła kogoś wytępić samymi linkami. To, że to bzdura, wiemy już od jakiegoś czasu. Teraz jednak widzę, jak strona klienta dostaje kilkadziesiąt tysięcy spamowych linków z rotacyjnego SWL-a, stałe ze stopek, sidebarów itp. Widać, że ktoś stworzył sobie specjalnie porządne (pod względem ilości, nie jakości) zaplecze do tępienia konkurencji. Sirjuzli? Jak tak dalej pójdzie, to bardziej popularne niż firmy SEO będą firmy zajmujące się depozycjonowaniem!
  • Po trzecie. Pozycje wartościowych stron szaleją. Myślałam, że jak wytrzymałam zmiany algorytmów miesiąc temu, to już nic się nie stanie. Nic bardziej mylnego. Wstaję rano, patrzę, a tu spadki, których kompletnie nie da się wyjaśnić. I widzę to też na PiO, gdzie powstają coraz to nowe tematy związane właśnie z takimi spadkami.
  • Po czwarte. Wygląda na to, że Google kompletnie nie wie co robi. Chyba te dynamiczne zmiany wymknęły im się spod kontroli. I cierpią na tym wszyscy – naturalni użytkownicy internetu, pozycjonerzy, sklepy internetowe – dosłownie wszyscy. Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę się wszyscy masowo odwrócimy od Google i przerzucimy na Binga. Teraz jest na to rzeczywiście odpowiedni czas.

Nigdy nie byłam zwolenniczką rozmaitych metod spamowania, więc zawsze sądziłam, że moje strony (i klientów) są bezpieczne. Jak się jednak okazuje, obecnie mamy do czynienia z kompletną loterią z tym związaną. Zatem, czy warto było? 🙂