Dzisiejszy wpis będzie tylko krótką refleksją, ale odczuwam potrzebę, aby się nią podzielić. Pingwin, nowy algorytm naszej ulubionej wyszukiwarki, jest już z nami jakiś miesiąc. To całkiem długi czas, by zacząć obserwować to, co się dzieje i to, w jaki sposób zmieniają się nasze działania. I widać jasno, w jaką stronę one idą. Można by wykreować dwa stereotypy.

  • polskie SEO – najprawdopodobniej metody większości polskich pozycjonerów się nie zmienią. Demotywują się oni tym, że wartościowe strony lecą w wynikach wyszukiwania na łeb, na szyję. Wkurzają się na Google’a i frustrują przez niego, pokazują też środkowy palec. I właśnie przez tę nienawiść ich postawa jest prosta – budować mnóstwo spamu, takiego, którego nie będzie żal. Przyjdzie ban, postawi się następny.  Dobra, może trochę wyolbrzymiam, ale nie… Przecież na PiO już parę tematów o tym było.

 

  • zagraniczne SEO, doprecyzujmy, zachodnie SEO – ci już od dłuższego czasu się starają. Może brzmi to brutalnie, ale widać, że ich SEO jest wyższej jakości, mają większe budżety, są bardziej „open minded” i nastawiają się na współpracę. Odkąd pojawił się pingwin, dostaję średnio 2 x dziennie propozycję wykupienia wpisów sponsorowanych na swoich wartościowych blogach. I zgadzają się bez zająknięcia na stawki, które polski pozycjoner odrzuci, bo stworzy sobie za to parę zapleczówek. Oczywiście. Generalizuję. Ale właśnie o to mi chodzi. Ci z Zachodu wolą mieć naprawdę porządnego linka, nie zważając na anchor, w tematycznym serwisie, niż dwadzieścia spamików.

 

Ciekawe, dlaczego tak jest. Dobrze by było, gdyby w Polsce też pojawiła się taka tendencja. Nie mówię, że niektórzy nie robią wartościowego SEO od zawsze, bo znam wiele takich firm. Ale u nas przecież wciąż bazuje się na SWL-ach, masowo stawianych zapleczówkach i już niewiele wartych, bo regularnie banowanych katalogach i preclach marnej jakości.